Wciąż dostaję pytania czym jest to tajemnicze TRE®, a przede wszystkim co daje. Co dało mi osobiście…

Postanowiłam więc napisać kilka słów o tej metodzie z mojej, bardzo subiektywnej perspektywy. Dlatego też podejrzewam, że mogę nie napisać o części ważnych aspektów, o wszystkich korzyściach itp. Jednak będzie to opis mojej drogi w TRE®, moich przeżyć, mojej historii nawiązywania relacji z ciałem. Chciałam również zaznaczyć już na początku, że proces TRE® u każdego przebiega inaczej. Ja opiszę pokrótce mój własny. U Ciebie może to wyglądać zupełnie inaczej… Jeśli jesteś ciekaw, to zapraszam do lektury

 

Ostatnio zostało mi zadane pytanie:  “Co TRE® zmieniło w toim życiu?” Bez zastanowienia odpowiedziałam: “Wszystko”.

Ale zacznijmy od poczatku…

 

 

Po raz pierwszy trafiłam na TRE® w maju 2016 roku. Dlaczego zainteresowałam się tą metodą?

 

Dwie, niezależne od siebie osoby powiedziały mi o tej metodzie w aspekcie wprowadzenia jej do mojego gabinetu. Od wielu lat pracowałam już z napięciami mięśniowymi u przychodzących do mnie pacjentów. Wspomniano mi o TRE®, jako o ciekawej opcji uzupełniania pracy w moim gabinecie. Usłyszałam “Pójdź na parę spotkań, naucz się tego. Zobaczysz to jest bardzo proste- leżysz i drżysz. I będziesz mogła wykorzystywać potem do pracy z pacjentami.”

Poszłam głównie z nastawieniem, że chcę poznać nową metodę pracy z innymi. Wtedy uważałam, że ja w swoim rozwoju jestem już tak daleko, że nie potrzebuję dla siebie niczego takiego. Teraz wywołuje to u mnie na twarzy wielki uśmiech, ale wtedy dokładnie tak myślałam i czułam. I nie było szans, żeby ktoś mnie przekonał, że jest inaczej.

 

 

Muszę przyznać, że zakochałam się w TRE® od pierwszego… zadrżenia. Najpierw wykonaliśmy parę prostych ćwiczeń. Jak dla osoby regularnie ćwiczącej, byłej zawodowej tancerki, te ćwiczenia trudno mi było nawet nazwać rozgrzewką. Następnie była pozycja krzesełka pod ścianą, w której mogą już pojawić się drżenia. Jakież było moje zdziwienie, gdy rzeczywiście zaczęłam czuć ruch w udach. Wcześniej czegoś takiego doświadczałam ewentualnie po całym dniu spędzonym na rowerze, a tutaj parę banalnych ćwiczeń i moje nogi drżą. I to jakby niezależnie ode mnie… Na szczęście prowadząca pokazała nam sposób na ich zatrzymywanie i ponowne uruchamianie, więc nie zostałam całkowicie pozbawiona kontroli. Byłam tym szczerze zafascynowana.

Następnie położyliśmy się na podłodze i wtedy moje zdumienie było jeszcze większe. W pozycji zupełnie dla mnie wypoczynkowej, niewymagającej żadnego wysiłku czy jakiegokolwiek zaangażowania, czułam drżenie w nogach. Najpierw delikatnie, niczym szemrzący strumyk, jednak czasem zmieniające swoje natężenie i częstotliwość. I najdziwiejsze dla mnie było to, że dzieje się to jakby poza moją kontrolą. Że mogę pozwolić ciału coś robić, a nie tylko sprawiać, żeby słuchało moich rozkazów.

Na koniec nastapiła najbardziej mnie wówczas wkurzająca część zajęć. Mieliśmy ułożyć się w swojej ulubionej pozycji i odpocząć. Ja tymczasem miałam ochotę na aktywność, na ruch. Wiele sesji musiało upłynąć zanim mogłam sobie pozwolić na całkowity odpoczynek

Pamiętam, że na moje pierwsze TRE® przyszłam z zakwasami w nogach po treningu na siłowni, jaki wykonałam dzień wcześniej. Zdziwiałam się, że po drżeniach zakwasy zupełnie ustąpiły.

 

 

Z każdymi zajęciami byłam coraz bardziej zafascynowana tą metodą. Drżenia powoli dochodziły również do górnych partii ciała. Dodatkowo zaczęły się pojawiać wraz z nimi wspomnienia, emocje. Nie mogłam pojąć jak takie zwykłe, niezagrażające drżenie, może wywołać u mnie, na przykład płacz.

 

Po pierwszych sesjach ciało samo zaczęło domagać się drżeń. Jak już poczuło, że zaczynam mu pozwalać się rozluźnić, to często, szczególnie po ciężkim dniu, wieczorem leżąc w łóżku, gdy już traciłam kontrolę nad ciałam zapadając w sen, to zaczynały się drżenia. Jakby ciało próbowało wykorzystać czas, gdy umysł odpływa i nie może kontrolować.

 

Już bodajże po drugiej sesji zapytałam się prowadzącej o szkolenie, żebym mogła też prowadzić takie zajęcia. Jakież było moje zdziwienie, gdy usłyszałam, że składa się ono z czterech trzydniowych modułów. Nie mogłam pojąć po co przez tyle czasu uczyć się czegoś tak prostego i przecież dla nas całkowicie naturanego. Jednak gdy miesiąc później, poznałam na warsztacie TRE® nauczycielkę Elżbietę Pakocę, niewiele myśląc zapisałam się na najbliższe szkolenie, pomimo że większość zjazdów pokrywała się z innymi szkoleniami, na które byłam zapisana. Czułam, że po prostu muszę być na tym szkoleniu.

 

No i na pierwszym module przekonałam się, że to wcale nie jest takie proste. Owszem drżenia neurogeniczne uwalniające napięcia z ciała są naturalne. Jednak żyjąc w cywilizacji zachodu nasze ciała napakowane są przez lata życia napięciami, stresem, niewyrażonymi emocjami, traumami. Należy te napięcia puszczać powoli, małymi kroczkami. Nie da się tego zrobić za jednym zamachem. Zresztą aż strach pomyśleć co by było, gdyby wszystkie niewyrażone emocje z całego naszego życia nagle zostały uwolnione…

 

Teraz jest to już dla mnie oczywiste. Jednak potrzebowałam mocnej lekcji, żeby to zrozumieć. Mówienie do mnie teorii o powolnej pracy, miareczkowaniu itp. nie miało wówczas sesnsu. Do mnie nic nie trafiało. Ja musiałam mieć wszystko na już lub na wczoraj. Potrzebowałam szybkich efektów. Zresztą chyba nie byłam w tym odosobniona…

 

Dużo dało mi to, że mogłam na własnej skórze przekonać się co to znaczy przestymulować się drżeniami. Jak to jest, gdy jest się dosłownie zalewanym emocjami, które zostały w zbyt dużej ilości pobudzone w ciele. Czułam sie jakbym miała w sobie wulkan tuż przed erupcją. Miałam poczucie, że jak czegoś nie zrobię, to za chwilę wybuchnę, rozpadnę się na milion małych kawałków. To było nie do wytrzymania. I nagle słyszę, że sesja się kończy i mamy przejść do odpoczynku… a we mnie się wszystko gotowało, więc jak mogłam spokojnie leżeć? Postanowiłam pomóc sobie w jedyny mi znany sposób- pójść pobiegać. Wstałam, powiedziałam prowadzącej, że muszę wyjść i pobiegać, bo inaczej nie wytrzymam. Ona słysząc te słowa zastąpiła mi drogę i powiedziała stanowczym głosem “Nigdzie nie idziesz.” W głowie miałam tylko jedno, uderzyć ją, siłą odsunąć i uciec. To było jedyne rozwiązanie, które znałam. Nie wiem w jaki sposób, nadludzką siłą pozwoliłam dopuścić do siebie pojawiającą się w mojej głowie myśl: “Jesteś na szkoleniu i przyjechałaś się uczyć. Ona jest nauczycielką, pewnie wie lepiej jak sobie z tym poradzić.” I zostałam…

To było niewiarygodne jak Ela zwracając moją uwagę na ciało, na bycie tu i teraz, na świadomy kontakt ze sobą i ze swoim otoczeniem, gruntując mnie, bezboleśnie wyprowadziła ze stanu zalania emocjami. Za to im bardziej wracałam kontaktem do swojego ciała, tym bardziej łzy zaczynały spływać mi po policzkach. Okazało się, że zamiast wybiegać emocji, odciąć się od nich, mogę poczuć ciało, poczuć te emocje i pozwolić im wypłynąć w postaci łez.

To doświadczenie już na zawsze zostanie ze mną. Pokazało mi nie tylko co się może stać, gdy chcemy zbyt dużo, zbyt szybko. Ale przede wszystkim jak ważny w tym procesie jest Provider (prowadzący). Wcześniej myślałam, że jest tylko po to, żeby poinstruować jak wywołać drżenia. Dopiero po tym incydencie poczułam jak ważna była dla mnie obecność Providera, do którego mam zaufanie, jego spokój, opanowanie i bijąca pewność, że wie co robi.

 

 

 

Im dłużej praktywałam TRE® sama oraz na sesjach indywidualnych i grupowych, tym dla mnie osobiście było trudniej. Całe życie odcinałam się od ciała. Tylko mu wydawałam rozkazy. Byłam przyzwyczajona do morderczych, wielogodzinnych treningów, w trakcie których nie było czasu na okazywanie zmęczenia, czyli słabości. Trzeba było przestać czuć, żeby móc dotrwać do końca i osiągnąć swój cel. Dlatego też przez lata z każdym kolejnym treningiem, w którym katowałam ciało, odsuwałam się od niego. Przestawałam je czuć. Dzięki czemu mogłam ćwiczyć jeszcze więcej, jeszcze mocniej. Mogłam nauczyć się zagłuszać krzyki mojego ciała, że już nie może.

A tu nagle w TRE® role się odwracają. To ciało gra pierwsze skrzypce. Nagle mogę je usłyszeć. A w moim przypadku był to niesamowity krzyk, który w końcu mógł sie wydobyć po tylu latach uciszania i tłamszenia. To był dla mnie bardzo trudny mnie proces, od którego często uciekałam. Chciałam praktykowac TRE® częściej, ale nie byłam w stanie. Były momenty, gdy czucie mojego ciała przerażało mnie tak bardzo, że zarzucałam je na długie tygodnie. Trwało to naprawde długo, takie powolne pozwalanie sobie na czucie. Powolne oswajanie się z tym, że mogę choć na chwilę posłuchać ciała.

 

Po około roku od pierwszej sesji TRE® moje ciało zaczeło się odzywać w trakcie treningów. Zaczęłam je czuć. Słyszeć jak mówi, że już nie może. Owszem nie zawsze go słuchałam, ale już przynajmniej pozwalałam mu na to, żeby choć czasem do mnie przemówiło. To był ogromny krok naprzód.

Zaczynały puszczać stare napięcia. Miejsca, które miałam spięte przez ponad dwadzieścia, a czasem i trzydzieści lat, a dotychczas masaż czy jakiekolwiek inne zabiegi rozluźniały je tylko na chwilę. Zaczynałam czuć luz w ciele. Coś czego nigdy nie znałam. Lepiej spałam. Sen był głębszy. Byłam zachwycona. Myślałam że lepiej być nie może. A jednak TRE® miało mnie jeszcze nie raz zadziwić 🙂

 

 

To pozwalanie sobie na słuchanie ciała miało też inne konsekwencje. W ciele była zapisana cała moja historia. Wiele wspomnień, do których nie chciałam wracać, które miałam nadzieję, że skutecznie wyparłam. Chciałam się odciąć od przeszłości. Jednak czucie ciała, uwalnianie z niego napięć oznaczało też dostęp do wypartych emocji, wspomnień. Nie sposób było już ich ignorować, a jednocześnie nie umiałam sobie z tym sama poradzić. I tak TRE® sprawiło, że nareszcie trafiłam na psychoterapię. Dlaczego nareszczie? Teraz wiem, że potrzebowałam jej już wiele, wiele lat wcześniej. Jednak miałam przekonanie, że na terapię chodzą tylko osoby słabe, które sobie nie radzą. A ja przecież sobie radziłam. Jakoś. Wypierając wszystko i uciekając od ciała i czucia. Stając się wręcz nieczującym robotem. Dopiero dzięki TRE® zrozumiałam, że jeśli wypieram moje niewyrażone emocje, to trudniej mam odczuwać te pojawiające się na co dzień. A co dopiero z radzeniem sobie z nimi. I tak w moim życiu na zmianę byłam w otępieniu, bez emocji lub z wybuchami wielkiej agresji, gdy już mi się tego wszystkiego ulewało i nie byłam w stanie już więcej upchnąć w ciele. TRE® sprawiło, że zaczęłam czuć na co dzień, ale również czuć to, czego przez całe lata czuć nie chciałam. To kontakt z ciałem pozwolił mi zrozumieć, że pójście na terapię to nie wyraz słabości. To wyraz odwagi zmierzenia się z tym co jest we mnie, a przede wszystkim zrozumienia tego co się we mnie dzieje.

 

Dodatkowo czucie ciała sprawiło, że nie mogłam już dalej siebie okłamywać, że dana praca, relacja itp mi pasuje, gdy ciało wrzeszczało, że czuję się źle. To dzięki TRE® poczułam co mi robi źle i powoli, czasem małymi, czasem całkiem dużymi krokami, zmieniłam całe moje życie. Zarówno zawodowe, jak i osobiste.

 

 

Na początku myślałam, że drżenia neurogeniczne pozwolą mi rozluźnić napięcie pacjentów. Jednak z czasem zrozumiałam, że dopóki ja nie zajmę się moim napięciem, moim ciałem, to nie powinnam pracować z innymi. Nie zaprowadzisz innych dalej, niż sam jesteś. To tak, jakbyś chciał nauczyć kogoś stać na rękach, sam będąc kanapowcem stroniącym od aktywności fizycznej. A gdzie ja byłam zaczynając TRE®? W twardej skorupie. Nawet sama siebie oszukiwałam, że pod tą skorupą nic nie ma, że wszystko jest w porządku. Drżenia sprawiły, że skorupa zaczęła pękać, pozwalając zobaczyć, że pod nią coś jeszcze jest. Cała moja historia, o której starałam się zapomnieć.

Jak mogłabym pracować z innymi udając, że tam w środku niczego nie ma? Odcinając się od własnego czucia. Jak nie czując siebie, mogłabym pokazywać innym jak czuć, jak zaufać ciału? W trakcie szkolenia, prowadząc sesje z innymi, starałam się jak zawsze być profesjonalistą. Chciałam, żeby sesje były idealne. Co sprawiało, że znów miałam mocną skorupę, maskę profesjonalisty, bez czucia tego co u mnie w środku. Przełomem był dla mnie moment, gdy poczułam, że Provider ma być po prostu sobą. Im bardziej czuje swoje ciało, im bardziej jest przy sobie, tym klient będzie mógł być bardziej przy sobie i przy swoim czuciu na sesji. Bo przecież jak mamy przy sobie takiego chłodnego profesjonalistę, perfekcjonistę, to czyż będziemy mogli się rozluźnić, czuć się bezpiecznie, zaufać i zacząć czuć?

Gdy zrozumiałam, że w tym wszystkim ważniejszy jest mój proces zaufania ciału, poznawanie siebie, czucia się przy sobie bezpiecznie, to dopiero wtedy zaczęłam odkrywać prawidziwą wartość TRE®.

 

Nieustannie TRE® mnie zadziwia i pokazuje nowe, głebsze pokłady czucia. Co jakiś czas czuję, jakbym już była na tyle luźna, na tyle w zgodzie ze swoim ciałem, na tyle w ufności wocec niego, że już dalej sie nie da. No i zawsze parę miesięcy później idę o krok dalej i czuję, że to co było wtedy, to jeszcze nic. I tak powoli, ale regularnie odkrywam coraz to nowe pokłady żywotności mojego ciała. Doświadczam nowego. Nie jest to łatwa droga, gdyż nie da się zejść głebiej, nie dotykając trudnych doświadczeń z przeszłości. Jednak to czego się doświadczam w ciele, tak cudownej, coraz głebszej, prawdziwszej relacji z samym sobą i ze swoim ciałem, jest warte wszystkich trudów, które po drodze podjęłam. I choć nie raz rzucałam tym wszystkim krzycząc, że już nie mam siły, że już nie dam rady. To zawsze prędzej czy później, po chwili odpoczynku wracałam na moją drogę TRE®. I tak przygoda z moim własnym procesem TRE® trwa cały czas i mam nadzieję, że nawet jeśli znów zboczę, zabładzę, to zawsze będę na nią wracać.

 

 

 

 

 

 

 

Podsumowując, co dało mi TRE® przez te trzy lata?

Czuję się lepiej sama ze sobą i z innymi.

Czuję, że moje ciało jest żywe.

Po prostu czuję.

Czuję się ze sobą bezpiecznie.

Czuję, że mogę na sobie polegać.

Czuję, że jestem i że to wystraczy.

 

 

 

Podłączam jeszcze odpowiedzi na pytanie “Czym jest dla mnie TRE?”

 

“Uczeniem się i przypominaniem sobie, że moje ciało ma własne mechanizmy do pozbywania się napięć, o których zapominamy w codziennej gonitwie. Praktyką czucia i próbą zrozumienia, czego potrzebuję, poprzez odczucia płynące z drżeń.”

Marta

 

“TRE to dla mnie podróż wgłąb siebie: do najbardziej zapomnianych zakamarków ciała i podświadomości. Ta podróż jest oczyszczająca i uwalniająca, ale też bolesna. TRE jest narzędziem, które przynosi zaskakujące wyniki i zupełnie nową wiedzę o sobie.”

Ewa

 

” Mnie TRE rozluźnia/uspokaja/uziemia😉 jest dla mnie ważne…”

Kalina

 

“W czym pomogła Ci metoda TRE?”

“W zasadzie mogę stwierdzić – we wszystkim. Przyspieszyła terapię, pozwoliła poczuć więcej i świadomie. Dzięki niej, wiem co się dzieje z ciałem i w którym miejscu. Potrafię to opisać i wskazać. Jeżeli cokolwiek się ze mną dzieje – potrafię postawić sobie pytania. I to jest cudowne <3″

Paulina

 

 

 

 

 

 

 

One thought on “Czym dla mnie jest TRE®?”

Leave a Reply