Od dziecka uwielbiam samotnie włóczyć się wśród natury. Daje mi to dużo wytchnienia, odpoczynku psychicznego oraz nabrania dystansu do wielu spraw. W Beskidy sama zaczęłam jeździć ok. 20 lat temu. Pewnego razu miałam jechać na weekend w góry z koleżanką, ale ta rano obudziła się chora. Nie chciałam rezygnować z dwóch dni na łonie natury, więc pojechałam sama. I tak się zaczęło.
Przyznam, że wszystkie najważniejsze życiowe decyzje podjęłam właśnie podczas wypraw w Beskidy. Za każdym razem, kiedy muszę coś przemyśleć, wyjeżdżam sama w góry. Popatrzenie na życie z odpowiedniej perspektywy, ruch wśród natury, który daje cudowne oczyszczenie umysłu i właściwa decyzja sama przychodzi do głowy, zdając się najbardziej oczywistą.
Od paru lat jestem regularnie pytana Od czego zacząć takie samotne wyprawy, jak się przygotować, no i najczęściej powtarzające się Czy się nie boję sama chodzić. Nawet w zeszłym roku w Rabce zagadała mnie kobieta, na oko sześćdziesięcioletnia, że ona też by chciała tak jak ja sama pójść w góry, ale nie wie jak i czy mogłabym jej coś poradzić.
Tak powstał pomysł na ten wpis. Jest to moje, całkowicie subiektywne spojrzenie na ten temat, wynikające z mojego osobistego doświadczenia. Nie jestem przewodnikiem. Po prostu dzielę się, jak ja to robię, jak się przygotowuję, co jest ważne, o czym należy pamiętać, co koniecznie trzeba mieć ze sobą, jak się nie zgubić (mogłabym startować o złoty medal w gubieniu się w górach) itp. Może skorzystasz z mojego doświadczenia i weźmiesz z tego coś dla siebie. No to zaczynamy.
Planowanie trasy
Jest to pierwszy i bardzo ważny punkt. Jeżeli wybierasz się po raz pierwszy w góry sama, polecam wybrać trasę, na której już byłaś, wiesz czego się spodziewać. Dodatkowo jeżeli masz obawy pt. strach tak samej iść, to wybierz w miarę popularną trasę, żebyś spotykała innych ludzi po drodze, co sprawi, że możesz poczuć się bezpiecznie. Trasy, gdzie przez cały dzień możesz nikogo nie spotkać zostaw na czas kiedy poczujesz się pewniej.
Przed wyjazdem sprawdzam dokładnie nie tylko długość trasy, ale również sumę przewyższeń. Przyznam, że kiedyś sprawdzałam tylko długość, co nie raz sprawiło, że ledwo dotarłam do punktu końcowego. Owszem można to wszystko odczytać z papierowej mapy, ale są również do tego aplikacje, ze swojego doświadczenia polecam Mapa turystyczna oraz Mapy.cz Aplikacje pokazują przykładowy czas przejścia trasy dla osoby o średniej kondycji. Nie zawiera ona czasu na odpoczynek, więc ja przeważnie dodaję ok. 1,5 godziny, żeby mieć realny czas przejścia tej trasy, z chwilą na popas po drodze.
Jeżeli po raz pierwszy idę daną trasą, to wcześniej czytam o niej. Sprawdzam czego mogę się spodziewać, żeby nie było niespodzianek. Nigdy nie zapomnę jak byłam ze znajomymi po raz pierwszy na Babiej Górze. Na szczycie powiedzieli, że schodzimy żółtym szlakiem, a ja nawet się nie dopytałam o nic, tylko ślepo poszłam za nimi. Kto był na akademickiej perci ten wie, jak to wygląda. Wąskie półki skalne, łańcuchy itp. Możliwe, że dla wielu osób to jest sama przyjemność przemierzać taką trasę, ale ja nie bez powodu nie chodzę po Tatrach – mam lęk wysokości. Teraz już się z nim w miarę oswoiłam, ale w czasach tamtej wycieczki był na tyle duży, że jak prowadziłam samochód, to tak planowałam trasę, żeby nie jechać przez most, gdyż nie byłam w stanie tego zrobić z otwartymi oczami.
No i zostałam zaciągnięta na perć akademicką. I to jeszcze pod prąd, ponieważ jest to trasa jednokierunkowa do wejścia. To była masakra. Kiedy na trasie trafiła się szersza część, z jakimś kamieniem, to usiadłam i mnie zmroziło. Nie byłam w stanie się ruszyć. Powiedziałam znajomym, że mają dzwonić po helikopter, bo sama nie zejdę. I przyznam szczerze, że nie pamiętam dalszej części. Nie wiem jak im się udało namówić mnie na dalsze zejście. Nie mam pojęcia jak zeszłam. Pamiętam tylko, że już dalszą trasę przez las pokonywałam z mocno spuszczoną głową. Nie byłam w stanie jej unieść. Dopiero jak weszłam do małego pomieszczenia na Markowych Szczawinach, poczułam bliskość czterech ścian, to uniosłam głowę i zaczęłam oddychać. Od tamtego czasu zawsze się upewniam jaką trasą będę szła i czy nie będzie przypadkiem ona wyzwaniem dla mojego lęku wysokości. Jeżeli mam jakiekolwiek wątpliwości, to odpuszczam i zmieniam trasę.
Planując trasę uwzględniam fakt, że może coś się wydarzyć w trakcie, mogę mieć gorszy dzień itp. czyli ustalam ją tak, żeby miała też krótszą wersję, możliwość szybkiego zejścia ze szlaku i dotarcia na przystanek lub żeby przechodziła mniej więcej w połowie przez miejscowość, z której mogę dojechać do Krakowa albo żeby było schronisko, w którym mogę w razie W przenocować. Przyznam, że zdarzało się, że w trakcie trasy czułam, że przeliczyłam się z siłami na dany dzień i możliwość skrócenia trasy/szybszego z niej zejścia, była wówczas na wagę złota.
Zawsze w góry jeżdżę busami, ponieważ to daje mi wolność względem trasy, nie wymusza zrobienia pętli i powrotu do samochodu. Mam dwie podstawowe zasady, którymi kieruję się wyznaczając z której strony wejść na szczyt, a z której zejść:
1). Mam kolano po operacji, które niby jest sprawne, ale jednak przy nadmiernym wysiłku mocno daje o sobie znać. Więc żeby go niepotrzebnie nie nadwyrężać zawsze ostrzejszą trasę planuję na wejścia, a łagodniejszą na zejście. Skąd wiem, która trasa jest łagodniejsza, a która bardziej ostra? Na obydwu podanych przeze mnie aplikacjach (Mapa turystyczna Mapy.cz) możesz zobaczyć profil trasy, gdzie czarno na białym (a raczej zielono na białym ;)) widać stopień nachylenia. Patrząc na mapę papierową im bliżej siebie poziomice tym bardziej strome podejście.
2). Staram się kończyć szlak w miejscowości, z której wyjeżdża bus, czyli np. Rabka, Mszana, Limanowa itp., a zaczynać w miejscu, gdzie jest po prostu przystanek w środku trasy busa. Nigdy na odwrót. Dlaczego tak robię? Jeżeli wsiadam do busa na pierwszym przystanku lub w większej miejscowości jest większa szansa, że bus się tam zatrzyma i że zajmę miejsce siedzące. Co niestety nie jest pewne, jeżeli chcę wsiąść na trasie. Zdarzyło mi się, że czekając na przystanku w Naprawie trzy busy pod rząd mi się nie zatrzymały, dopiero czwarty (po dwóch godzinach! czekania) się zatrzymał, ale był przepełniony i całą drogę spędziłam na stojąco w ścisku. Z kolei innym razem, kiedy zeszłam do Łososiny Dolnej i stałam na przystanku, od przechodniów dowiedziałam się, że od niedawna bus do Krakowa nie zatrzymuje się na tym przystanku i muszę przejść 3 km dalej, wzdłuż głównej ulicy. Nie było to zbyt przyjemne doświadczenie, szczególnie mając już 25 km w nogach.
Planując trasę sprawdzam rozkład busów z miejscowości, do której mam w planie dotrzeć i czy mogę dotrzeć najpóźniej na przedostatni bus danego dnia. Dlaczego nie ostatni? Ponieważ busy mają to do siebie, że zdarza się, że nie pojadą. W zeszłym roku z Rabki raz nie odjechał bus, na którego czekałam, z Mszany zdarzyło mi się to dwa razy. Więc dla spokojniejszej głowy zawsze planuję powrót przynajmniej przedostatnim busem.
Pogoda
Zawsze przed wyjściem w góry dokładnie sprawdzam pogodę. I absolutnie nie korzystam z pogody dostępnej w telefonie. Tutaj znajdziesz linki do sprawdzonych portali pogodowych, gdzie można śmiało sprawdzać pogodę dla gór. Pogodę sprawdzam nie tylko dzień wcześniej, ale przede wszystkim rano przed wyjściem z domu. Nie raz się zdarzyło, że dzięki temu pojechałam w inne miejsce w Beskidach i uniknęłam zmoknięcia.
Jeżeli wiem, że mogą wystąpić burze, to w międzyczasie na trasie obserwuję aplikacje burzowe np. Burzowo.info czy Monitor Burz
Co zabrać ze sobą
Podzielę zawartość plecaka na kilka kategorii. Ale zacznijmy właśnie od plecaka – wygodny, sprawdzony plecak, który nigdzie nie obciera. Z pasem biodrowym i piersiowym, żeby odciążyć kręgosłup. Ja używam plecaka firmy Spokey. Teoretycznie jego pojemność to 35 l, jednak posiada tzw. siatkę dystansową z dodatkową konstrukcją nośną, dzięki czemu do pleców dolega mi sama siatka, a cały plecak jest od nich oddalony. Jest to dla mnie bardzo wygodny wariant, dzięki czemu plecak jest wygodniejszy, ale i nie pocą się tak bardzo plecy. Minusem jest to, że konstrukcja mocno ogranicza pojemność plecaka, jednak dla mnie jest ona wystarczająca.
Ubrania
- przede wszystkim adekwatne do pogody 😉
- niezależnie od prognozy zawsz mam coś przeciwdeszczowego – nigdy nie wiadomo, kiedy pogoda nagle się zmieni, poza tym moja peleryna idealnie sprawdza się podczas postojów, jako koc
- nawet jeżeli jest ciepło zawsze biorę ze sobą bluzę. Przydaje się do zarzucenia na plecy podczas postoju (nie zliczę ile osób trafiało do mnie na akupunkturę, z powodu porażenia różnych nerwów, wywołanych właśnie przez zawianie w górach, kiedy siedli na odpoczynek spoceni, w wietrznym miejscu), ale i pamiętajmy – pogoda w górach zawsze może się gwałtownie zmienić
- czapka z daszkiem oraz zwykła czapka – tak, nawet latem biorę zwykłą, cienką czapkę lub chociaż opaskę, z powodów które podałam powyżej – jeżeli wieje na szczycie, a jestem mocno spocona, to wolę czymś się zasłonić niż dorobić się porażenia nerwu
- komin lub chusta
- zapasowe skarpetki – jeżeli przemokną buty, to najszczęśliwszym momentem jest założenie suchych skarpetek 😉
- zapasowa koszulka – jeżeli wracam busem, to z szacunku dla innych pasażerów zawsze po ukończonej trasie przecieram się mokrymi chusteczkami i zmieniam koszulkę
- jeżeli jest ciepło i idę w krótkich spodenkach, zawsze w plecaku mam zapasowe długie spodnie. Oczywiście najlepsza jest opcja spodni z odpinanymi nogawkami, ale jakoś mi nie przypadła do gustu
- okulary przeciwsłoneczne – choć szczerze mówiąc rzadko ich używam, wystarcza mi czapka z daszkiem. Jednak mam dużą wadę wzroku i jeżeli cokolwiek by mi się stało z okularami, miałabym problem z powrotem do domu. Dlatego też zawsze przy sobie mam okulary przeciwsłoneczne, które są również korekcyjne
Buty
Kiedyś chodziłam po górach tylko w butach za kostkę. Kilka lat temu usłyszałam na instagramie W szczytowej formie, że od wiosny do jesieni po Beskidach można śmiało chodzić również w butach do biegania. Najpierw przetestowałam moje zwykłe buty biegowe, potem zakupiłam sobie buty do biegów trailowych z Adidasa i muszę przyznać, że idealnie się nadawały na chodzenie po Beskidach.
W tym sezonie chodzę w barefootach do biegów trailowych z Xero Shoes. Dla mnie są one idealne, ale nie polecam absolutnie na początek przygody z barefootami. Najpierw przyzwyczaj stopy przez przynajmniej pół roku stopy do chodzenia w butach minimalistycznych w mieście i w lesie, a dopiero później bierz się za góry. I najlepiej na początek planować o połowę krótsze trasy niż normlanie, zanim stopy się nie przyzwyczają.
Czy chodzenie w niskich butach nie zwiększa ryzyka skręcenia kostki? Oczywiście takie ryzyko jest większe, ale wszystko zależy w jakich warunkach chodzisz, jakimi trasami, jak bardzo uważasz/skupiasz się na tym, że idziesz, w jakim stanie masz stawy skokowe, no i czy używasz kijków. To już pozostawiam do indywidualnego dopasowania. Jeżeli pewniej się czujesz w wysokich butach, to nie zmieniaj przyzwyczajeń.
Mapa
Osobiście biorę na szlak zawsze 3 rodzaje mapy:
- papierowa – choć coraz mniej z niej korzystam na szlaku, to po pierwsze zawsze może być tak, że elektronika zawiedzie, po drugie lubię będąc na szczycie usiąść z mapą i opisywać panoramę
- aplikacja Mapa Turystyczna bądź Mapy.cz Zazwyczaj zostawiam utworzoną trasę w aplikacji Mapa Turystyczna, dzięki temu jak ją włączę, to widzę czy jestem na trasie czy niej zeszłam. Nawet jak nie ma zasięgu i nie ma możliwości, żeby załadowała się mapa, to trasa i moje położenie są zawsze widoczne
- trasa wgrana na zegarek (Garmin Fenix 5 Plus) – to moje zeszłoroczne odkrycie, że można wgrać trasę do zegarka, dzięki czemu wibruje jak zejdę z trasy i mogę łatwo kontrolować, w którą stronę skręcić, nawet jak nie widzę oznaczeń szlaku. Jak wgrywam trasę? Ustalam trasę na jednej z wymienionych przeze mnie aplikacji, eksportuję ją jako plik gpx Następnie udostępniam plik aplikacji Connect, ustalam że ma być przypisana do Wędrówek pieszych i wysyłam ją na zegarek. Następnie włączając na zegarku aktywność Wędrówki piesze w Opcjach wybieram Kursy i tam są wszystkie moje zapisane trasy
Apteczka
To jest skład apteczki, który mi się sprawdza. Najlepiej przemyśl jakie Ty masz schorzenia i co Tobie może się przydać:
- plasty
- tape i nożyczki – zdarzało mi się, że moje kolano nie dawało rady, a trzeba było jeszcze dojść do końca trasy. W takiej sytuacji bardzo pomocne było odciążenie kolana poprzez taping. Jeżeli masz za sobą kontuzje lub po prostu wiesz, że niektóre stawy mogą Ci doskwierać, to najlepiej poproś specjalistę o pomoc w nauczeniu się najlepszych w Twoim przypadku aplikacji tapingu, żebyś mogła to zrobić samodzielnie na trasie
- bandaż – jeszcze nigdy mi się nie przydał, ale zawsze mam w głowie, że jeżeli złamię nogę lub skręcę kostkę, to z bandażem bez problemu ją usztywnię patykiem i podpierając się o kijki będę mogła dotrzeć do najbliższej miejscowości czy schroniska
- tabletki przeciwbólowe
- stoperan 😉
- płyn do odkażania rąk
Sprzęt elektroniczny
- w pełni naładowany telefon (warto wpisać w kontakty numery ratunkowe alarmowy GOPR/TOPR 985, +48 601 100 300)
- powerbank
- ładowarka
- zegarek
Jedzenie i woda
Najlepiej sprawdza się pożywne, kaloryczne jedzenie, które nie zajmuje dużo miejsca, choć ja lubię wziąć ze sobą ciepły obiad w termosie, ciasto i kawę w termosie (nigdy tak nie smakuje kawa i ciasto, jak na szczycie 🙂 ). Choć najlepiej na szybki posiłek u mnie sprawdzają się orzechy zmieszane z suszonymi owocami.
Absolutne minimum płynów dla mnie to 1,5 l wody plus termos z kawą/herbatą. Jeżeli jest gorąco biorę 2,5 l wody, chyba że mam pewność, że podczas trasy będę mogła uzupełnić wodę, więc sprawdzam gdzie po drodze są źródełka, schroniska czy sklepy. Osobiście uważam, że lepiej mieć za dużo wody niż za mało.
Inne
- kijki – dla mnie absolutny must have, nawet na mało wymagających trasach. Świetnie odciążają kolana i kręgosłup. Raz w życiu zdarzyło mi się płakać w górach, kiedy okazało się, że moje kolana mają dosyć przy ostatnim zejściu z łatwej, ale długiej trasy, a ja nie mam ze sobą kijków. Od tamtego czasu nie ruszam się w góry bez nich. Poza tym mam świadomość, że jeżeli cokolwiek mi się stanie w nogę, z kijkami będzie mi łatwiej dotrzeć do najbliższej miejscowości czy schroniska
- portfel – podróżuję busami, a w większości z nich nie ma możliwości płatności kartą, więc warto mieć gotówkę przy sobie
- papier toaletowy 😉
- mokre chusteczki, żeby się przemyć przed wsiadnięciem do busa
- latarka lub czołówka
Jak się nie zgubić
Przyznaję, że wielokrotnie gubiłam się na trasie i to w czasach, kiedy w telefonach nie było gps, ani aplikacji z trasami. Na całe szczęście mam bardzo dobrą orientację w terenie i zawsze wiedziałam, w którym kierunku zmierzać, żeby dotrzeć do najbliższej miejscowości lub powrócić na szlak. Lecz mimo wszystko nie polecam poruszania się samotnie poza szlakami, szczególnie jeżeli masz słabą orientację w terenie i/lub słabo czytasz mapę papierową.
Zatem poniżej kilka punktów, do których już 😉 się stosuję na szlaku i dzięki temu dawno już się nie zgubiłam, ale także takie, dzięki którym jak się kiedyś gubiłam, to łatwo orientowałam się gdzie jestem
- chodzę uważnie. Nie odpływam myślami. Zwracam uwagę na oznakowanie szlaku
- jeżeli uznaję, że zbyt dawno nie widziałam oznaczenia szlaku, to zatrzymuję się i sprawdzam na mapie lub w aplikacji, gdzie jestem
- zapamiętuję charakterystyczne punkty, które mijam, jak punkty widokowe, wychodnie skalne, jaskinie, przełęcze, szczyty oraz mniej więcej, o której jestem w danym miejscu, dzięki czemu później łatwiej mi odnaleźć na mapie papierowej gdzie jestem i ewentualnie, w którym miejscu odbiłam od szlaku i jak daleko mam do niego. Takie informacje będą również bardzo przydatne, jeżeli zdarzy mi się kiedyś wzywać pomocy, to wówczas łatwiej podać swoją lokalizację
- nie opieram się tylko na mapie w zegarku, staram się cały czas wiedzieć w którą stronę jest szczyt, co jest po mojej prawej i lewej stronie, kiedy mijam poszczególne miejscowości, po prostu staram się cały czas orientować w terenie
- co około godzinę sprawdzam gdzie jestem na mapie lub w aplikacji, żeby po pierwsze lepiej się orientować w terenie, po drugie żeby wiedzieć jakim tempem idę, czy jest szybsze czy wolniejsze od zakładanego, żeby móc ocenić czy zdążę przed zmrokiem lub na odpowiedniego busa
Niedźwiedzie
Dostałam też wiele pytań o niedźwiedzie na trasie. W tym temacie absolutnie nie jestem ekspertem. Z tego co wiem, aczkolwiek mogę mieć niepełne dane, niedźwiedzie w Polsce występują w Tatrach, Bieszczadach, Beskidzie Żywiecki i Sądeckim. Jak wspominałam od tego ostatniego rozpoczęłam samotne wędrówki, nie raz chodziłam poza szlakiem, a raz nawet zdarzyło mi się iść samej szlakiem w nocy bez latarki (absolutnie nie polecam takiej samotnej wycieczki. To była moja totalna głupota i nieodpowiedzialność. To również był jedyny raz w życiu kiedy naprawdę się bałam w górach. Nigdy nie szłam tak szybko jak wtedy i nigdy tak nie cieszyłam się po dojściu do schroniska. Miałam wielkie szczęście, że nie wpadłam przypadkiem na żadnego niedźwiadka). Raz zdarzyło mi się trafić na trop niedźwiedzia, na szczęście nigdy żadnego nie spotkałam, więc z własnego doświadczenia nic w tym zakresie nie powiem. Jednak warto przed samotnymi wędrówkami (chociaż też ogólnie przed wędrówkami) dowiedzieć się więcej na temat zwyczajów tych zwierząt, ich zachowań oraz tego co zrobić, a przede wszystkim czego nie robić, jak już na nie trafimy. W tym temacie polecam e-book Kamili Kielar, w którym oprócz wielu, wielu interesujących informacji o niedźwiedziach, znajdziesz również cenne wskazówki jak się zachować, jak już takowego spotkasz. E-book możesz zakupić tutaj (nie jest to żadne polecenie płatne, po prostu bardzo cenię wiedzę i doświadczenie Kamili oraz to w jaki sposób przekazuje informacje na temat przyrody).
Najważniejsze o czym należy pamiętać – nigdy nie ucieka się przed niedźwiedziem! choć wiele razy słyszałam, że najlepiej uciekać w dół, bo niedźwiedź ma krótsze przednie łapy i w dół biegnie wolniej, jednak nadal szybciej niż my.
No i na koniec powracające wciąż pytanie Czy nie boję się chodzić sama po górach
- nigdy nie spotkała mnie żadna nieprzyjemna sytuacja w górach ze strony innych ludzi. Wręcz przeciwnie, zawsze spotykałam bardzo ciekawe osoby, a nawet bardzo chętne do pomocy. Nie raz zdarzyło mi się, że ktoś mnie podwiózł do większej miejscowości, żebym miała łatwiejszy powrót do Krakowa. Teraz pewnie bym już nie wsiadła z nieznajomą osobą do jej samochodu, ale kiedyś tak robiłam i na szczęście zawsze to się dobrze kończyło
- szczerze przyznam, że dla mnie bardziej niebezpieczne jest chodzenie po Krakowie niż po górach. Więcej kontuzji czy nieprzyjemności ze strony innych ludzi spotkało mnie właśnie w mieście
- jestem zawsze dobrze przygotowana na przypadek kontuzji w górach, ale też chodzę już dużo uważniej, żeby taka kontuzja nie miała miejsca
- jestem dobrze przygotowana na każdą ewentualność – staram się przewidzieć przed wyjazdem wszystkie możliwe scenariusze, co może pójść nie tak i się na nie przygotować
- uważam, że jak chodzę sama, to poznaję dużo więcej ciekawych ludzi (o ile idę po trasie, po której chodzą ludzie 😉 ), co bardzo dopełnia moje doświadczenia z wypraw
- jedyne czego się boję, to spotkanie z niedźwiedziem (bo większość pozostałych zwierząt na trasie już spotkałam, łącznie z maciorą z młodymi, a wilki słyszałam wyjące tuż obok) i mam wielką nadzieję, że takowe nigdy nie nastąpi, ale na wszelki wypadek trenuję odpowiednie zachowania, żeby móc je wykonać odruchowo
Jeżeli masz swoje przemyślenia/doświadczenia na temat samotnych wędrówek czy jakiekolwiek pytania, to pisz śmiało w komentarzach.