Jedenaście lat temu, 12.12.2011r. obroniłam moją pracę doktorską z zakresu fitosocjologii, czyli oddziaływania roślina na siebie, pt. “Udział samosiejek w strukturach żywopłotów formowanych”. Zapewne zastanawiasz się dlaczego piszę o tym na moim blogu, który dotyczy pracy z ciałem. Okazuje się, że wiele obserwacji jakich poczyniłam podczas badań do pracy doktorskiej pięknie pokazuje jak działa natura, a w tym również nasz organizm. Jeżeli Cię zaciekawiłam, to zapraszam do dalszej lektury.
Najpierw kilka słów o temacie mojej pracy doktorskiej. Dotyczyła ona żywopłotów formowanych, czyli strzyżonych. Takich jakie widujemy na osiedlach czy wokół posesji. No i jak człowiek założy sobie taki piękny, równiutko przystrzyżony żywopłot, to by chciał, żeby jak najdłużej taki pozostał. Jednak natura nie lubi takiej monokultury (czyli jednogatunkowego zbiorowiska, kiedy w żywopłocie jest tylko i wyłącznie roślina żywopłotowa, którą posadziliśmy), więc cały czas z nawianych czy przyniesionych przez zwierzęta nasion wyrastają samosiejki innych gatunków niż ten, z którego jest posadzony żywopłot. I moja praca polegała na tym, że obserwowałam, mierzyłam itp w jaki sposób samosiejki różnych gatunków rozwijają się, pod różnymi żywopłotami. W oficjalnym założeniu chodziło o to, żeby podpowiedzieć ogrodnikom, które samosiejki należy bezzwłocznie usuwać, bo są na tyle ekspansywne, że wręcz mogą wyprzeć roślinę żywopłotową, a które i tak nie przeżyją w tych warunkach.
Jednak dla mnie była osobiście to obserwacja, jak natura cały czas niestrudzenie dąży do różnorodności i równowagi. Przez trzy lata co dwa tygodnie (wyłączając okres zimowy) dokonywałam pomiarów na wybranych do pracy żywopłotach. Cudownie było obserwować, jak pomimo tego, że w wielu miejscach osoby dbające o zieleń usuwały większe samosiejki, to natura była niestrudzona. Nie zrażała się porażkami, tym że człowiek przeszkadza, bo wymyślił sobie jakąś dziwną monokulturę. Cały czas dążyła do zróżnicowanego środowiska.
I na podstawie mojej prawie dziewiętnastoletniej pracy z ludzkim ciałem, mogę śmiało stwierdzić, że tak samo jest z naszym organizmem. Cały czas dąży do równowagi. Ma bardzo duży potencjał do samouzdrowienia. Tylko najczęściej to my mu w tym przeszkadzamy. Jeżeli wymyślamy sobie sen w dziwnych godzinach lub po prostu krótki sen, pracę po godzinach, nadmierny wysiłek na treningach, jedzenie niedopasowane do pory roku czy stanu organizmu, brak odpoczynku, ignorowanie sygnałów płynących z ciała, życie w ciągłym biegu itp. to jesteśmy niczym ogrodnik usuwający wszystkie samosiejki, żeby mieć piękny, idealnie przystrzyżony żywopłot.
Organizm zawsze będzie dążył do równowagi. Zaciekle, na przekór wszystkiego. Naszą rolą jest mu w tym nie przeszkadzać. Na ile można żyć w zgodzie z porami roku i swoimi potrzebami.
Zatem proponuję temat do zastanowienia: jaki codzienny nawyk może przeszkadzać organizmowi w osiągnięciu równowagi? Jaka czynność, którą regularnie wykonuję jest niczym usuwanie samosiejek?
Jeżeli zlokalizujesz taką czynność, to zmniejsz ją o połowę, co już będzie wielkim krokiem na przód. I tak co miesiąc zastanów się nad kolejną czynnością…
Niestety często tak jest, że nie dostrzegamy tego, co nam najbardziej szkodzi lub nie chcemy tego dostrzega, ponieważ zazwyczaj mamy dany nawyk od dawna, czy od tak zwanego zawsze. Wówczas potrzebujemy drugiego człowieka, który z zewnątrz zauważy co robimy nie tak. W jaki sposób przeszkadzamy organizmowi w dążeniu do równowagi.. Jeżeli chcesz skorzystać z takiego uważnego obserwatora, to zapraszam na treningi indywidualne jeżeli chodzi o strikte pracę z ciałem, mięśniami, postawą oraz na akupunkturę jeżeli chcesz szerszego spojrzenia na cały organizm.